Siarkowska: NSR to część wojsk operacyjnych. Z obroną terytorialną nie mają nic wspólnego
14 marca 2014Kryzys ukraiński spowodował wzrost zainteresowania tematem odbudowy potencjału obronnego Polski i dostosowaniem naszych sił zbrojnych do zadań o charakterze defensywnym. Polska musi posiadać wojska obrony terytorialnej ale NSR nie mają z tym tematem nic wspólnego – pisze Anna Maria Siarkowska, doktorant Akademii Obrony Narodowej.
Wydarzenia na Ukrainie spowodowały poruszenie wśród dziennikarzy, opinii publicznej i niektórych polityków. Zaczynają dostrzegać, że wszelkie potrzeby społeczne – gospodarcze, socjalne, kulturalne – mają być szansę zaspokojone jedynie wtedy, gdy zostanie zapewniona podstawowa i najbardziej fundamentalna potrzeba: bezpieczeństwo. Stąd wzrost zainteresowania tematem odbudowy potencjału obronnego Polski i dostosowaniem naszych sił zbrojnych do zadań o charakterze defensywnym.
Najlepsze armie świata mają OT
Sprawne i najlepiej zorganizowane armie świata – Stanów Zjednoczonych, Szwajcarii czy Izraela – posiadają wojska obrony terytorialnej, zdolnej prowadzić działania defensywne o charakterze przestrzennym. Unikają one bezpośrednich starć ze zwartymi formacjami wojsk nieprzyjaciela, stawiając na działania nieregularne, defensywne. Ochraniają infrastrukturę krytyczną – lotniska, drogi, mosty, elektrownie, urzędy państwowe, wodociągi itp. – oraz lokalną ludność, prowadząc działania na miejscu. Wiążą także wojska nieprzyjaciela ograniczając ich swobodę manewru, przez co stwarzają warunki do działania wojskom operacyjnym.
Takich wojsk Polska obecnie nie posiada. Stutysięczne, uzawodowione siły operacyjne są w stanie bronić zaledwie 1-2% polskiego terytorium. Należy także pamiętać, że spośród tej liczby zaledwie kilkanaście tysięcy żołnierzy jest przygotowanych do prowadzenia działań na pierwszej linii frontu, pozostali zabezpieczają logistycznie i organizacyjnie ich działania.
Eksperci: Stwórzmy OT na bazie stowarzyszeń o proobronnym charakterze
W artykule „Będzie zaciąg do armii terytorialnej?” z dnia 13 marca 2014 r. Rzeczpospolita przywołuje opinie ekspertów, wzywających do utworzenia w Polsce wojsk obrony terytorialnej. Ich zdaniem przyszły system OT mógłby być zbudowany na podstawie stowarzyszeń, które prowadzą szkolenia wojskowe.
Cyt. za Rzeczpospolitą:
„Prof. Józef Marczak z Wydziału Bezpieczeństwa Narodowego AON, wybitny ekspert zajmujący się obroną terytorialną (i członek honorowy Stowarzyszenia ObronaNarodowa.pl – przyp. A.M.S.), szacuje, że w różnych organizacjach paramilitarnych działa w tej chwili ok. 600–800 tys. osób.
Jego zdaniem masowo powstają stowarzyszenia, które same prowadzą szkolenia wojskowe. To m.in. Strzelec, harcerze, Legia Akademicka. W 220 szkołach ponadgimnazjalnych w tzw. klasach mundurowych jest 20 tys. uczniów.
Zdaniem naszych rozmówców ochotników wystarczy przeszkolić, dać im umundurowanie i broń. – Powinni być oni przypisani do swojej miejscowości, broń mogłaby być magazynowana np. na terenie posterunków policji lub jednostek wojskowych – uważa Grzegorz Matyasik, prezes stowarzyszenia Obrona Narodowa.”
Duży potencjał za małe pieniądze
Jak skalkulował Sztab Generalny WP, koszty takiego systemu nie powinny przekroczyć 6 proc. wydatków przeznaczanych dotychczas na obronę narodową. Jest to więc system bardzo efektywny: zapewnia wysoki poziom zdolności obronnych przy jednoczesnych niskich nakładach finansowych. Ponadto nie wymaga od obywateli dokonywania wyboru pomiędzy wojskiem a życiem cywilnym. Np. żołnierze Gwardii Narodowej USA przechodzą w pierwszej kolejności kilkutygodniowe szkolenie podstawowe, potem trwające od kilku do kilkunastu tygodni szkolenie specjalistyczne a następnie… wracają do zwykłego, cywilnego życia. Są jedynie zobowiązani do brania udziału w ćwiczeniach przez dwa dni w miesiącu organizowanych w miejscu ich zamieszkania, a raz do roku odbywają szkolenie trwające dwa tygodnie. Przyjęcie takich rozwiązań pozwala na łączenie życia cywilnego i wojskowego, realizując demokratyczny ideał obywatela-żołnierza, który zawsze jest na miejscu i pozostaje w gotowości do tego, by bronić Ojczyzny, i nieść pomoc ludności cywilnej. Nie tylko w czasie wojny, ale także w czasie pokoju, w sytuacjach kryzysowych.
NSR to nie Gwardia Narodowa
Z trudnej sytuacji dla naszego bezpieczeństwa, do jakiej doszło w wyniku kryzysu ukraińskiego, wypływają niewątpliwie również korzyści, w postaci większego zainteresowania tematem bezpieczeństwa narodowego, uznania go za priorytetowy. Cieszy rosnące zainteresowanie tematem wśród dziennikarzy i polityków oraz polskiego społeczeństwa, czego efektem jest przywołany wcześniej artykuł w Rzeczpospolitej. Niestety, dotychczasowa ignorancja w tym obszarze wciąż daje o sobie znać. Jednym z jej przejawów jest kompletne niezrozumienie roli Narodowych Sił Rezerwowych w Siłach Zbrojnych RP. Z całą mocą należy podkreślić, że nie mają one nic wspólnego z obroną terytorialną! Narodowe Siły Rezerwowe nie są odrębnym rodzajem Sił Zbrojnych. Są częścią wojsk operacyjnych, zapewniają etaty rezerwowe. Polega to na tym, że w sytuacji, w której w wojskach operacyjnych występuje wakat, uzupełniany jest on właśnie dzięki żołnierzom NSR.
W ostatnim czasie wypowiadał się na ten temat m.in. gen. Roman Polko. W wywiadzie dla portalu Niezalezna.pl z dn. 13.03.2014 r. stwierdził: Narodowe Siły Rezerwowe to taki niewypał, którego się nie da zreformować. Trzeba z tego zrezygnować i utworzyć coś osobnego. NSR nie mają możliwości prowadzenia obrony terytorialnej kraju. (Zob. „Gen. Polko o reformie Narodowych Sił Rezerwowych: trzeba odrzucić ten pomysł”)
Oczywiście mam świadomość, że ów powielany przez dziennikarzy błąd jest efektem propagandy towarzyszącej wprowadzeniu NSR. Reklamowane były one wówczas jako „polska Gwardia Narodowa”. Była to jednak zwykła manipulacja. Gwardia Narodowa USA jest odrębnym, samodzielnym rodzajem sił zbrojnych. O specyfice tej formacji pisałam m.in. w opublikowanym na portalu ObronaNarodowa.pl artykule „Wykorzystanie doświadczeń Gwardii Narodowej USA w tworzeniu bezpieczeństwa narodowego Polski w XXI w.”. Najwyższa pora by osoby, które zajmują się na co dzień tematem bezpieczeństwa narodowego, dziennikarze i politycy, byli tego świadomi. I nie dawali się wyprowadzać w pole niektórym wojskowym ekspertom, którzy – nie wiedzieć czemu, celowo czy nie – wciąż powielają ów błąd.
MON wciąż nie chce zmian
Wyższa świadomość w tym obszarze ludzi mediów jest niezbędna, zwłaszcza że jedynie duży nacisk opinii publicznej i środków przekazu, może wpłynąć na urzędników MON oraz polityków podejmujących decyzje w tym jakże newralgicznym obszarze. Jak na razie optymizmem nie napawa stanowisko MON w tej sprawie. Symptomatyczna jest chociażby wypowiedź wiceministra obrony narodowej Macieja Jankowskiego, który przyznał, że pogląd MON na rolę NSR się nie zmienił. Jak powiedział w jednym z wywiadów, ministerstwo nie przewiduje zmiany koncepcji, chociaż oczywiście jest „otwarte na dyskusję” (Zob. „Narodowe Siły Rezerwowe bardziej atrakcyjne. Sejm ma przyjąć projekt”
Panowie, czas na dyskusję to był, ale dwadzieścia lat temu. Dziś trzeba działać. Odbudujmy Armię Krajową!
Anna Maria Siarkowska
Autorka jest absolwentem bezpieczeństwa narodowego Akademii Obrony Narodowej i doktorantem AON