Czy jesteśmy bezbronni?

17 maja 2019 Jacek

(Pierwsza publikacja: 25.11.2009)

Trwa obecnie profesjonalizacja Polskich Sił Zbrojnych. Wraz z odejściem w sierpniu ostatniego poboru do rezerwy, w szeregach armii powstała dość duża luka, którą trzeba zapełnić. Obecny kryzys gospodarczy nie sprzyja temu procesowi. W magazynach zalega broń i amunicja. Duże pieniądze, z i tak okrojonego już budżetu MON, w tym roku wysyłane są na misje zagraniczne m.in. do Afganistanu. Czy Wojsko Polskie w dobie transformacji jest jeszcze w stanie wypełniać swoje konstytucyjne powinności?

Rosja i Białoruś stłumią polskie powstanie?

Po tym jak 17 września br. Waszyngton zdecydował się nie instalować głównych elementów Tarczy Antyrakietowej, w dniu następnym rozpoczęły się wspólne rosyjsko-białoruskie manewry pod kryptonimem „Zapad 2009” (Zachód 2009). Scenariusz ćwiczeń zakładał pacyfikację Grodna, w którym z inspiracji polskiej mniejszości narodowej wybuchło powstanie skierowane przeciwko władzy białoruskiej. Manewry zostały przeprowadzone pod Brześciem oraz w okolicach samego Grodna, jak również w głębi Rosji – na poligonach Aszuluk i Talermba oraz w Kaliningradzie, gdzie flota bałtycka ćwiczyła obronę infrastruktury morskiej w tym Rurociągu Północnego (źródło: tvn24.pl).

To raczej nie przypadek. Rzeczywistą realizację podobnego scenariusza widzieliśmy rok temu w Gruzji. Tyle że w Gruzji to wojska gruzińskie „tłumiły” rebelię południowoosetyńskich separatystów. To, rzecz jasna, był konflikt wewnątrzgruziński i Federacja Rosyjska nie miała prawa interweniować, mimo że w konflikcie, jak twierdzi strona rosyjska, byli zagrożeni cywile mający jej obywatelstwo (znaleźli się tam na początku zimnej wojny, kiedy ich dziadkowie i pradziadkowie zostali „zainstalowani” przez Stalina jako „ludzka bomba z opóźnionym zapłonem”. Mieli później posłużyć jako karta przetargowa w konfliktach, z których jeden mieliśmy okazję obserwować w zeszłym roku. I posłużyli…). Takie konflikty powinny być rozwiązywane na drodze wspólnej międzynarodowej interwencji na podstawie mandatu ONZ. Czy Polskę czeka podobny scenariusz?

0,5 szeregowego

Na stronie Ministerstwa Obrony Narodowej (mon.gov.pl) widnieją następujące statystyki:

„Stan ewidencyjny żołnierzy w Siłach Zbrojnych RP na dzień 12 listopada 2009 roku:

Generałowie – 141

Oficerowie – około 22 700

Podoficerowie zawodowi – około 41 870

Szeregowi zawodowi – około 32 200

Kandydaci do zawodowej służby wojskowej (elewi, podchorążowie) – około 2400

Ogółem – około 99 170”.

Co to oznacza? W statystyce na jednego oficera przypada 1,41 szeregowego. Dodając do tego korpus podoficerski zaokrągla się nam to do 0,5 szeregowego. A jak to może wyglądać w praktyce? Wyobraźmy sobie taką sytuację – w sztabie generalnym zostaje wydany rozkaz o zorganizowaniu obrony Warszawy dostępnymi środkami. Rozkaz „schodzi” niżej, po drabinie rozkazodawczej, aż trafia do dowódcy czołgu PT-91 „Twardy” w stopniu podoficerskim, który ma czołg przygotować do walki. Ale rozkaz nie może zostać wykonany z powodu… braku załogi, bo wprawdzie dowódca jest, ale nie ma kierowcy i działonowego. Czołgiem nie ma kto jeździć ani prowadzić z niego ogień! Tymczasem nieprzyjaciel jest dzień marszu od stolicy…

Profesjonalizacja Sił Zbrojnych RP, lansowana i zachwalana przez rząd, okazała się klapą. Kraju nie ma kto bronić.

Informacja i prezentowana statystyka (nieco zaktualizowana w oparciu o stronę mon.gov.pl z 12 listopada) pochodzi z bloga Romualda Szeremietiewa (szeremietiew.blox.pl). Za rządów Jana Olszewskiego oraz Jerzego Buzka Szeremietiew był wiceministrem obrony. Podczas sprawowania urzędu usilnie starał się on przepchnąć pomysł utworzenia systemu Obrony Terytorialnej.

Wojska Ekspedycyjne

Źródła internetowe podają, że siły czynne połączonych wojsk Federacji Rosyjskiej i Republiki Białoruskiej wynoszą obecnie astronomiczne 900 073 (!) żołnierzy. Teoretycznie więc na jednego polskiego żołnierza będzie przypadało 10 po stronie FR i RB. To są wojska służby czynnej, ale w przypadku zmobilizowania rezerw po obu stronach wskaźnik przewagi może wzrosnąć na naszą niekorzyść.

Przy obecnym stanie liczebnym Wojska Polskiego, którego część jest obecnie intensywnie „eksploatowana” na misjach zagranicznych, możemy bronić mniej niż 5% terytorium kraju. W przypadku potencjalnego konfliktu zbrojnego wojska operacyjne – funkcjonujące w obecnej formie – wysyłane były by w rejon najbardziej zagrożony ze strategicznego punktu widzenia. Wiążąc siły przeciwnika niszczyły by go w decydującej fazie walki. Główny atut tych wojsk to mobilność, czyli możliwość jak najszybszego wysłania ich w rejon najbardziej zagrożony. Obecnie jednak, przy tak znaczącej przewadze, polskie siły nie będą w stanie powstrzymać potencjalnego nieprzyjaciela, bez wsparcia wojsk sojuszniczych. Brak tu jest jednego, bardzo ważnego komponentu, który zadecydował by o skuteczności obrony…

Obrona Terytorialna

Współczesna amerykańska encyklopedia wojskowa podaje następującą definicję obrony terytorialnej: obrona terytorialna – komponent nowoczesnej struktury militarnej, którego powiązanie z systemem nie militarnym w decydujący sposób wpływa na skuteczność obrony narodowej.

Jedyną szansą dla Polski w dobie powszechnego zagrożenia, płynącego ze strony Rosji, jest utworzenie struktur Obrony Terytorialnej w oparciu o dobrowolnie działające organizacje paramilitarne, jak ZS „Strzelec” OSW, na wzór zachodnich wojsk OT (Gwardia Narodowa USA, na przykład). Powszechność obrony na terenie całego kraju i błyskawiczna mobilizacja wojsk OT, przyjmując, że dana jednostka OT mobilizuje się w promieniu 40 km od swojej lokacji i na tym dystansie też działa. Działania opóźniające, kooperacja z wojskami operacyjnymi, jeżeli walki toczą się na terenie danej jednostki OT, znakomita znajomość terenu – to są główne atuty wojsk OT (których liczebność w stosunku do wojsk operacyjnych powinna być co najmniej 3 – 4 krotnie większa).

W przypadku tego typu wojsk kwestie koszarowo-logistyczne byłyby ograniczone do minimum, gdyż utrzymywanie ośrodków, w których stale koszarowane było wojsko, zawsze wiązało się w polskiej armii z olbrzymimi kosztami. Kwestie żywieniowe czy kwaterunkowe byłyby rozwiązane, ponieważ to żołnierz OT, na co dzień żyjąc w warunkach cywilnych, sam musiałby sobie je zapewnić. Za uczestnictwo w szkoleniach w swojej macierzystej jednostce OT otrzymywałby wynagrodzenie, a w przypadku zatrudnienia u pracodawcy cywilnego wszelkie udowodnione straty poniesione pod nieobecność pracownika byłyby firmie rekompensowane. Tanim kosztem i na masową skalę funkcjonowanie struktur wojsk Obrony Terytorialnej byłoby korzystne – ekonomicznie oraz przede wszystkim pod względem bezpieczeństwa Polski. Podobne rozwiązania funkcjonują w Niemczech czy w Szwajcarii. Tam wojska OT to norma. Dlaczego w Polsce jest inaczej? Dlaczego powszechność obrony jest bagatelizowana, a potencjalne środki na jej utworzenie inwestowane w niespełna stutysięczną armię ekspedycyjną, której część i tak będzie służyć, bez naszej zgody, poza granicami kraju?

Ukraina podzieli los Gruzji?

Przyczyny takiego scenariusza mogą być co najmniej dwie. Pierwszą z nich jest baza marynarki wojennej na Krymie wynajmowana Rosji przez Ukrainę do 2017 r. Drugim problemem mogą być mniejszości narodowe posługujące się językiem rosyjskim, a zamieszkujące właśnie ten półwysep w liczebności 60% ogółu populacji.

W lipcu tego roku milicja ukraińska zatrzymała rosyjski konwój wojskowy nielegalnie przewożący przez Sewastopol rakiety bojowe. Cała sprawa nabrała rozgłosu. Ukraińskie MSZ zaprotestowało przeciwko łamaniu prawa ukraińskiego oraz międzynarodowych umów, zapowiedziało również zaangażowanie międzynarodowych ekspertów, podobnie jak podczas konfliktu gazowego, by w ten sposób uniknąć jednostronnych oskarżeń oraz ataków medialnych ze strony Rosji. Jest również przypuszczenie, że na półwyspie znajduje się broń atomowa. Z nieoficjalnych źródeł, wynikających na podstawie niedawnych kontroli ukraińskich inspektorów z MON, istnieje podejrzenie, że Rosyjskie oddziały Lotnictwa Morskiego Floty Czarnomorskiej są w posiadaniu taktycznych głowic jądrowych na wyposażeniu swoich samolotów. Fakt ten wynika z tego, że ww. oddziały udostępniły ukraińskim inspektorom tylko 17 z 21 maszyn.

Od „Pomarańczowej rewolucji” sytuacja polityczna na Ukrainie jest ciągle niestabilna. Podobnie jak na polskiej scenie politycznej brak jest porozumienia pomiędzy – obecnie podzielonymi stronnictwami, które tę „rewolucję” przeprowadziły – pro zachodnim prezydentem Wiktorem Juszczenko oraz premier Julią Tymoszenko. Wykorzystuje to strona rosyjska szukając pretekstu by zdyskredytować w oczach społeczeństwa ukraińskiego skłócone obozy, a tym samym wesprzeć byłego premiera Wiktora Janukowicza i jego Partię Regionów. W przyszłym roku wybory prezydenckie. Jest więc o co walczyć. Rosji zależy na przychylnym rządzie Ukraińskim, który może zapewnić Janukowicz. Przez Ukrainę przebiegają do krajów UE gazociągi, więc pośrednia kontrola nad nimi była by dla Kremla bardzo pożądana. Bazy wojskowe na Krymie bez przychylnego rządu mogą zostać po 2017 zlikwidowane. Warto wspomnieć, że Rosja już się zabezpiecza na taką ewentualność, rozpoczynając budowę nowej bazy marynarki wojennej w Noworosyjsku, która ma pomieścić 80 okrętów. Koniec prac przewidziany jest na 2016 r. Zwiększenie sił morskich w obrębie morza Czarnego wzmocni kontrolę Rosji nad sytuacją w Gruzji i regionie.

Sytuacja na Krymie, pomimo wyolbrzymiania przez obie strony separatystycznych dążeń mniejszości rosyjskich, jest na razie stabilna. Na jak długo? Ukraina, nie od dziś wiadomo, jest zasadniczo podzielona. Jej wschodnia część widziała by się bardziej pod kuratelą Rosji niż NATO oraz UE. Z kolei zachodnia Ukraina nastawiona jest na integrację z zachodem. Pomysły wstąpienia Ukrainy do struktur NATO Rosja przyjmuje z oburzeniem i w nowej doktrynie wojennej, która przed końcem tego roku zostanie przedstawiona prezydentowi Dmitrijowi Miedwiediewowi, będzie dopuszczała możliwość prewencyjnego użycia wojsk konwencjonalnych oraz broni atomowej w wojnie regionalnej lub nawet lokalnej. Istnieją pogłoski o tworzeniu, szkoleniu i uzbrajaniu krymskich bojówek, które podobnie jak w przypadku konfliktu Gruzińskiego, miałby rozpocząć wojnę lokalną. Rosja „chroniąc” swoich obywateli przed ewentualnym czy rzeczywistym zagrożeniem może zbrojnie wkroczyć na teren Ukrainy. Eksperci nie wykluczają takiego scenariusza. Jaką stronę poprze zastraszona widmem regionalnej wojny społeczność ukraińska? Tego dowiemy się w nadchodzących styczniowych wyborach.

Narodowe Siły Rezerwy czyli żołnierze „na gwizdek”

Pomimo wcześniejszych spekulacji, okazało się, że NSR nie będą tak de facto typowymi wojskami OT (czyli wydzielonym komponentem sił zbrojnych). Na łamach „Polski Zbrojnej” nr 42/2009 (numer archiwalny dostępny na polska-zbrojna.pl) pojawił się wywiad przeprowadzony z gen. dywizji Andrzejem Wasilewskim. Wynika z niego, że NSR posłużą jako forma uzupełniająca obecnych Jednostek Wojskowych. W skrócie ma to wyglądać następująco: dana JW zgłasza zapotrzebowanie na obsadzenie wakatów w najbliższej WKU, która po procesie rekrutacyjnym dostarcza żołnierza z odpowiednimi kwalifikacjami na które istnieje zapotrzebowanie w JW. Rezerwista zostaje wezwany przez dowódcę JW na ćwiczenia jedno, kilku lub kilkunastu dniowe (ustawa przewiduje do 30 dni ćwiczeń ciągłych), bądź też z powodu wysłania na misję zagraniczną części swoich żołnierzy czy potrzeby wsparcia etatowego jednostki z powodu jej zaangażowania w zwalczaniu klęski żywiołowej. Żołnierzy o interesujących JW specjalizacjach pozyskiwać będzie się terytorialnie – na obszarze województwa na którym dana JW funkcjonuje. Medycy, tłumacze prawni, psycholodzy, mediatorzy, analitycy, informatycy, specjaliści ds. bezpieczeństwa systemów teleinformatycznych oraz inżynierowie – na tej grupie w pierwszej kolejności będzie najbardziej zależało wojsku. Brani pod uwagę będą byli żołnierze zawodowi w rezerwie, jak również rezerwiści z ZSW we wszystkich stopniach. To dla nich w pierwszej kolejności powstają NSR.

Do końca 2012 stan liczebny sił zbrojnych ma wynieść 120 tyś. żołnierzy w tym 20 tyś. NSR. Nastąpi zasadnicza reorganizacja wielu JW – niektóre zostaną połączone (podobny scenariusz czeka mniejsze placówki WKU). Oprócz uposażenia za każdy dzień służby w ramach ćwiczeń wojskowych, pełnienia Okresowej Służby Wojskowej czy Służby Przygotowawczej (za te dwie ostatnie ekwiwalent będzie równy jak w Zawodowej Służbie Wojskowej), żołnierz NSR otrzyma pakiet socjalny, możliwość urlopu przy jednoczesnym zachowaniu praw do awansu, nagród czy bezpłatną pomoc edukacyjno – szkoleniową. Na czas ćwiczeń żołnierz dostanie zakwaterowanie, umundurowanie z wyposażeniem oraz przydział żywności. Żołnierz NSR zatrudniony na rynku cywilnym nie powinien poczuć się poszkodowanym, tak samo jak jego pracodawca. W relacjach pracownik – pracodawca ten pierwszy ma mieć zapewnioną ochronę stosunku pracy przez cały okres w którym będzie obowiązywał kontrakt – między nim, a wojskiem. Pracodawcy, według zapewnień gen. dywizji nie powinni odczuć finansowo nieobecności swojego pracownika. Wszelkie udowodnione straty będą rekompensowane w systemie 1/30 dwuipółkrotnego średniego wynagrodzenia pracownika za 1 dzień służby. Pracodawcy nie będą jednak mogli liczyć na częściowe finansowanie przez państwo składek emerytalno – rentowych, świadczeń chorobowych czy wypadkowych, jak również ulg i zwolnień podatkowych pracownika. Jednak teoretycznie to nie powinno ich de-motywować do zatrudniania żołnierzy NSR. Należy pamiętać, że obowiązkiem obrony są obciążeni nie tylko zwykli obywatele. „Zgodnie z artykułem 84 konstytucji każdy jest zobowiązany do ponoszenia ciężarów i świadczeń publicznych, w tym podatków, określonych w ustawie.” (cyt. z „Polski Zbrojnej”).

Na ile jednak pracodawcy będą zainteresowani współuczestniczeniem w tworzeniu NSR? Czy zbyt duża biurokracja nie zniechęci ich do zatrudniania żołnierzy NSR? Gdyby do tego w ostateczności doszło, będzie można odnieść wrażenie, że NSR były tworzone dla bezrobotnych rezerwistów. Tylko gdzie w tym wszystkim sens i logika? Należy pamiętać, że wraz ze zniesieniem Zasadniczej Służby Wojskowej z każdym rokiem będzie powstawała coraz większa luka w rezerwach Wojska Polskiego. Brak będzie obywateli z podstawowym przeszkoleniem wojskowym. Jednak i na to MON ma rozwiązanie. Od 2011 roku ma ruszyć Służba Przygotowawcza dla kandydatów do NSR czy Zawodowej Służby Wojskowej. Docelowo dla kandydatów do korpusu szeregowych – 4 miesiące, dla podoficerów – 5 i oficerów – 6 miesięcy. Kto jednak będzie zainteresowany taką formą służby? Paradoksalnie, największą grupę powinni stanowić studenci dzienni uczelni wyższych – do tej pory odwiecznie odwołujący się i unikający przeszkolenia wojskowego. Dlaczego oni? Po pierwsze – wykształcenie – wojsko takich ludzi potrzebuje. Po drugie – kwestie finansowe – student dzienny zazwyczaj nie pracuje, więc każdy w ten sposób zarobiony grosz będzie ratował jego budżet.

To rozwiązanie może wydawać się dość perspektywiczne chociażby dla jeszcze jednej grupy społecznej – ochotniczych organizacji paramilitarnych (jak wyżej wymieniony już ZS „Strzelec” OSW), których członkowie mogą się ubiegać o wcielenie do NSR. Z braku powszechnie funkcjonujących struktur OT taka alternatywa może okazać się dla nich zbawienna (przedłużając ich funkcjonowanie i żywotność w społeczeństwie). Będzie to dla nich korzystne, zwłaszcza, że pomimo dużego wysiłku z ich strony, na rzecz wzmacniania obronności państwa, są one najczęściej zbywane przez urzędników podczas walki o dofinansowania do szkoleń lub niezbędnego sprzętu czy wyposażenia, zarówno ze strony organów cywilnych jak i wojskowych. Takie przedsięwzięcie wymagało by jednak koordynacji ze strony władz tych organizacji, jak również władz państwowych. Samodzielna inicjatywa poszczególnych członków na pewno nastąpi, jednak nie będzie ona miała takiego samego odzwierciedlenia jak w sytuacji, gdy inicjatywa wyszła by od państwa na rzecz pozyskania tych wyjątkowych obywateli, dla których dobro Rzeczypospolitej nie jest obojętne. Warto dodać, że ludzie ci poświęcając swój własny czas, pieniądze i niejednokrotnie nerwy – rekrutują młodzież, szkolą ją według wojskowych wzorców i procedur, hartują oraz uczą pracy w zespole, niejednokrotnie pomimo problemów zaopatrzeniowych i kadrowych. Zapłatą dla nich jest ich własna satysfakcja z dobrze wykonanego, niczym nie przymuszonego obowiązku.

Społeczeństwo konsumpcyjne

Dysponujemy świetną, niewielką armią ekspedycyjną. Mamy znakomitych sojuszników, którzy na pewno nas nie zostawią w potrzebie, jak im się to wcześniej „zdarzało”. Czego nam więcej trzeba?

W dobie powszechnej globalizacji i informatyzacji społeczeństwo przeszło kolejną transformację. Tym razem nie ustrojowo – polityczną, lecz mentalno – umysłową. Wpływ mediów, a zwłaszcza coraz powszechniej dostępnego Internetu kształtuje postawy i warunkuje na zachowanie coraz młodszych pokoleń. Nie dziwi już widok zarośniętych, pustych placów zabaw. Młodzież obierając za wzorzec gwiazdy telewizji muzycznych czy kiczowatych programów rozrywkowych w wydaniu niektórych stacji, stara sprostać współczesnej modzie na głupotę i dobrą zabawę. Przecież takie ma właśnie być życie – pełne imprez, alkoholu i używek – po prostu lekkie, łatwe i przyjemne. Liczy się tylko pieniądz. To on wyznacza moralne granice współczesnych generacji. Powszechny „lans” i możliwość zabłyśnięcia w otoczeniu, tylko wyglądem zewnętrznym, brak autorytetu dowódczego, autorytetu wiedzy, autorytetu moralnego. Wszelkie programy niosące ze sobą jakąś treść historyczną czy też naukową emitowane są o nieprzyzwoicie późnych porach – w czasie gdy młodzież oddaje się już różnego typu imprezom.

Zresztą nawet telewizja zaczyna być przeżytkiem. Spędzamy przed nią coraz mniej czasu. Wszelkie formy „kontrolowanego” przepływu informacji jakie nam zapewniała został zastąpiony przez „chaotyczny” Internet, w którym to my decydujemy, które informacje sobie przyswoimy, a które nie. Najczęściej jest tak, że stawiamy na rozrywkę, którą swym nieskończenie szerokim wachlarzem oferuje nam sieć. „Odcinamy” się od informacji płynących z zewnątrz, a tak istotnych dla naszego narodowego bezpieczeństwa. Właściwie czym jest w czasach globalizacji słowo „naród”? Jest, podobnie jak słowo „patriotyzm”, narzędziem do walki politycznej i podobnie jak patriotyzm dawno straciło swoje pierwotne znaczenie w globalnej wiosce.

Jednym z przykładów zmilitaryzowanej formy społeczeństwa konsumpcyjnego są coraz powszechniej działające grupy ASG (Air Soft Gun). Nie wnoszą one w swoich „szeregach” takich pojęć jak dyscyplina, lojalność czy obowiązek. Są esencją wszelkich przejawów komercyjnego „lansu”, dobrej zabawy – niejednokrotnie zaprawianej alkoholem. Rzadko się szkolą, robiąc to najczęściej bez odpowiedniego przygotowania merytorycznego. Psują opinię innym, dobrze prosperującym organizacjom paramilitarnym. Dają młodym ludziom złudne poczucie bycia „komandosem”. W końcu jak młody człowiek ma odróżnić realne pole walki od tego na ekranie monitora w świecie gier komputerowych, zwłaszcza, gdy jego błoga nieświadomość zakorzenia się w grupie ASG do której przynależy? Z jednej strony dobrze się dzieje – biega z tą nieświadomością wraz ze swoją repliką karabinka za kilkaset złotych – nie siedzi przy monitorze. Z drugiej strony forma tej całej „zabawy” jest niewłaściwa i niekompetentna.

Nie był bym szczery gdybym napisał, że wina osłabienia możliwości obronnych państwa leży wyłącznie po stronie społeczeństwa. Leży ona przede wszystkim po stronie władz państwowych, które te społeczeństwo omamiły wizją „profesjonalnej armii zawodowej”. Przykładu nie trzeba daleko szukać.

Program „Puma”

„Czternaście programów zbrojeniowych wskazuje kierunek modernizacji technicznej Sił Zbrojnych w perspektywie roku 2018”, powiedział 26 października minister obrony narodowej Bogdan Klich przedstawiając zamierzenia w tej dziennie na najbliższe dziewięć lat [?] Minister Klich powiedział, że z niektórych programów zbrojeniowych zrezygnowano, bo byłoby to „marnowanie grosza publicznego”. Wymienił tu samobieżny artyleryjski zestaw przeciwlotniczy Loara oraz modernizację BWP-1, znaną jako program „Puma”. W tym drugim przypadku, zamiast montowania nowoczesnej bezzałogowej wieży na starym podwoziu, postawiono uruchomić pracę badawczą nad przyszłą platformą gąsienicową dla naszej armii. Rezygnacja z „Pumy” oznaczała też zakończenie dotychczasowej procedury wyboru przeznaczonych dla nich wież.” (źródło: polska-zbrojna.pl).

Pomimo, że SAZP „Loara” i BWP-1 to przestarzałe konstrukcje, nie mniej jednak będą służyły one dalej w Wojsku Polskim. Nie modernizowane i zupełnie nie przystosowane do zadań jakie stawia się naszym Siłom Zbrojnym poza granicami kraju. Program „Puma” przewidywał zamontowanie nowoczesnych bezzałogowych wierz na wysłużonym nadwoziu BWP. Obecnie z 14 programów zbrojeniowych na które przewidziano 30,5 miliarda zł. – 30 % z tej sumy pochłonie KTO Rosomak – bardziej przydatny na bezdrożach górzystego Afganistanu, niż Polskich piaszczystych poligonach. Warto nadmienić, że Wojsko Polskie nie posiada w swojej koncepcji walki użycia KTO Rosomak podczas wojny regularnej. Dyskwalifikuje to KTO na polu walki i sprowadza jedynie do pojazdu wsparcia ogniowego z dużego dystansu. Żołnierz zamiast być przetransportowanym na bliższą odległość starcia z przeciwnikiem pod osłoną pancerza, będzie musiał ten dystans pokonać piechotą.

Podobna sprawa dotyczyła do niedawna programu zakupu 180 LOSP (Lekki Opancerzony Samochód Patrolowy), czyli pojazdów o zwiększonej odporności na miny i zasadzki z ich użyciem. Łączny koszt zakupu tych pojazdów w przyszłych latach miał wynieść 360 milionów złotych – miał, gdyż program upadł w lipcu 2008 roku w wyniku proceduralnego bałaganu przetargowego. Uzasadniony jest zakup LOSP tylko i ze względu na bezpieczeństwo naszych żołnierzy patrolujących bezdroża Afganistanu (obecnie tego typu pojazdy są wypożyczane od armii amerykańskiej). Jednak jakie zastosowanie będą miały po wycofaniu się Polskiego Kontyngentu Wojskowego z Afganistanu? Oprócz zwiększonej odporności na oddziaływanie min i dobrej mobilności mają one wady, do których należą: ciężar pojazdu (i wynikły z tego problem ich transportu, znacznego zużycia paliwa czy pokonywania terenu – często zakopują się w podłożu piaszczystym), wysoko położony środek ciężkości (powodujący niestabilność pojazdu oraz możliwość jego przewrócenia podczas eksploatacji w terenie górzystym) i duża wysokość (łatwa wykrywalność i ostrzał przez przeciwnika). Jakie więc, w związku z powyższym, będą miały zastosowanie taktyczne LOSP na naszym potencjalnym polu walki? Stworzone w koncepcji patroli wysokiego ryzyka w okupowanym kraju, bardziej przydadzą się agresorowi po kapitulacji naszego dzielnego wojska…

Sojusznicy

Wracając jeszcze do statystyk ze strony mon.gov.pl wato tutaj zaznaczyć, że 30 września br. wyglądały one następująco:

„Generałowie – 139

Oficerowie – około 22 670

Podoficerowie zawodowi – około 41 850

Szeregowi zawodowi – około 18 200

Żołnierze nadterminowej służby wojskowej – około 10 000

Kandydaci do zawodowej służby wojskowej (elewi, podchorążowie) – około 2500

Ogółem – około 95 360”

Zastanawiające jest w jaki sposób Ministerstwo Obrony Narodowej znalazło 14 000 szeregowych w przeciągu miesiąca. Warto zwrócić uwagę, że w aktualizacji z 12 listopada nie ma wymienionych żołnierzy nadterminowej służby wojskowej, których stan jeszcze miesiąc wcześniej wynosił 10 000. Jest duże prawdopodobieństwo, że po prostu zasilili oni korpus szeregowych. Niemniej jednak, nie zmienia to postaci rzeczy wyżej opisanej. Czy można ufać tym statystykom, w których nagminnie stosuje się słowo „około”? Czyżby Ministerstwo Obrony Narodowej miało problem z doliczeniem się ilu żołnierzy ma we własnych szeregach?

Obecne zaangażowanie NATO w Afganistanie skutecznie wiąże walką tamtejsze siły islamskich bojowników, które mogły by inflirtować kraje zachodnie, szykując zamachy terrorystyczne. Jest także korzystne dla stabilizacji tamtego regionu. Niedopuszczalna była by sytuacja w wyniku której, pozbawione kontroli bojówki doprowadziły by do przejęcia władzy (w wyniku zamachu stanu) w Pakistanie, który jest w posiadaniu broni atomowej. Utworzenie na terenie Pakistanu państwa islamskiego – Kalifatu oraz jego rozrost, oznaczało by zagrożenie dla całego kontynentu europejskiego. Jednak pomimo przewagi technologicznej wojsk sojuszniczych ta wojna jest nie do wygrania. Przykładem może być interwencja ZSRR w latach 80-tych XX w. Podobny scenariusz z nasilającymi się z roku na rok atakami partyzanckimi jest właśnie realizowany. Destabilizacja tamtego regionu będzie się pogłębiać, a samo wycofanie wojsk NATO z Afganistanu, może być początkiem końca sojuszu.

Wojna w Afganistanie jest korzystna z perspektywy międzynarodowego bezpieczeństwa. Jednak jej realizacja nie powinna przebiegać kosztem naszego. Stworzenie tanich w utrzymaniu i skutecznych w działaniu ochotniczych jednostek Obrony Terytorialnej powinno być dla władz priorytetem. Na tej drodze, oprócz braku chęci ze strony rządzących, jak i braku środków może (i będzie to największy problem) stanąć brak zainteresowania służbą w takich jednostkach ze strony konsumpcyjnego, spacyfikowanego przez obecny styl życia społeczeństwa.

Nigdy nie należy w pełni powierzać swojego bezpieczeństwa w ręce sąsiadów „sojuszników”. Nikt, co zresztą było w historii potwierdzone, nie będzie chciał umierać za obcy kraj, który sam nie może się obronić. Nie liczmy na nikogo. Liczmy na siebie. Sądzę, że w interesie nie tylko państwa, ale nas wszystkich jest to, byśmy umieli posługiwać się bronią palną i w razie „W” odpowiednio jej użyć. Nie pozwólmy oszukać się wizją małej „profesjonalnej” armii, której użycie poza granicami kraju i tak nie będzie zależało od nas – zwykłych obywateli. Hiszpański filozof Miguel de Unamuno napisał kiedyś: „Oblicze prawdy jest groźne – lud potrzebuje mitów, złudzeń, potrzebuje, by go oszukiwano. Prawda jest straszliwa, nie do zniesienia, śmiertelna”.