Kurs Piechoty Mrozy grudzień 2013

22 grudnia 2013 Kordek

W dniach 30 listopada – 1 grudnia 2013 r. w Mrozach odbyła się kolejna edycja Kursu Piechoty organizowanego przez Stowarzyszenie Jednostek Strzeleckich „Strzelec” oraz Stowarzyszenie ObronaNarodowa.pl. W szkoleniu wzięła udział rekordowa liczba 113 uczestników, reprezentujących różne organizacje proobronne: Stowarzyszenie Jednostek Strzeleckich, ZS Strzelec, ZS Strzelec OSW, Związek Strzelecki, Stowarzyszenie ObronaNarodowa.pl, harcerze oraz niezrzeszeni.

Jesienna edycja Kursu Piechoty różniła się od dotychczasowych szkoleń tego typu. Wynikało to z wprowadzenia nowego modelu organizacyjnego drużyny lekkiej piechoty (model 12 – osobowej wzmocnionej drużyny piechoty) oraz modyfikacji programu, który został wzbogacony o kolejne procedury taktyczne.

Rekordowa liczba kursantów stanowiła dla organizatorów spore wyzwanie i wymagała zaangażowania licznej kadry instruktorskiej (GSR ON.pl, SJS) oraz pododdziału OPFOR (członkowie SJS). Oznaczała również konieczność przeprowadzenia szkolenia w dwóch wydzielonych rejonach ćwiczeń.

W sobotę po krótkim apelu organizacyjnym przeprowadzonym w celu podziału kursantów na grupy szkoleniowe, nastąpił wymarsz w wyznaczone rejony gdzie każda z grup realizowała kolejne zagadnienia:
– reakcja na kontakt,
– natarcie improwizowane (czołowe i oskrzydlenie),
– reakcja na ogień pośredni,
– reakcja na kontakt wzrokowy (przepuszczenie przeciwnika/szybka zasadzka),
– zerwanie kontaktu,
– reakcja na zasadzkę,
– przejście do obrony improwizowanej.

Zajęcia prowadzone były w ciężkich, charakterystycznych dla przedzimia, warunkach pogodowych (deszcz ze śniegiem), które były dodatkowym sprawdzianem dla kursantów. W czasie działań kadra instruktorska wskazywała na konieczność prawidłowej realizacji procedur taktycznych i oceny sytuacji oraz elastyczności w dowodzeniu (szczególną rolę odgrywało umiejętne zastosowanie i prowadzenie ognia wsparcia przez sekcję karabinu maszynowego). Zakończenie około godz. 16.00 części praktycznej realizowanej w terenie nie oznaczało zakończenia zajęć. Po krótkiej przerwie, kursanci uczestniczyli w wykładzie omawiającym poszczególne procedury oraz organizację wzmocnionej drużyny piechoty. Była to jednocześnie swoista prapremiera nowego podręcznika taktycznego „Działania patrolowe lekkiej piechoty”, który zastąpił dotychczas używany skrypt Kursu Piechoty. Po jego zakończeniu kolejne godziny przeznaczono na przygotowanie się do niedzielnego egzaminu praktycznego (dowódcy drużyn przeprowadzali ćwiczenia przygotowawcze).

Samo ćwiczenie odbywało się w niedzielę w rejonach w których wcześniej grupy nie odbywały szkolenia, w ten sposób uzyskano dodatkowe utrudnienie wykonywanych zadań (działanie w nieznanym terenie). Egzamin składał się z trzech punktów (natarcie improwizowane, uderzenie na umocnione stanowisko ogniowe oraz reakcja na zasadzkę). Grupy, które zrealizowały już swe zadania kierowano w miejsce odosobnienia, tzw. gułag, tak aby uniemożliwić przekazanie innym kursantom informacji o egzaminie. Egzamin zakończono około godziny 11.00.

dr Paweł Makowiec, GSR ON.pl

Zapraszamy do zapoznania się z relacjami uczestników i kadry KP.

Relacja Beti.

„Usuń ze swojego słownika słowo problem i zastąp słowem wyzwanie. Życie stanie się nagle bardziej interesujące”.
Albert Camus

Kurs piechoty. Dla jednych udział w takim przedsięwzięciu jest celem samym w sobie. Dla niektórych jest to szczyt możliwości, a dla innych szczyt nie do osiągnięcia. Natomiast dla znacznej części KP jest etapem, przystankiem na trasie prowadzącej do kolejnego szkolenia, a co za tym idzie do zdobycia jeszcze większej wiedzy i doświadczenia. Pewne jest tylko jedno. Bez względu na motywację uczestników, KP jest, był i będzie wyzwaniem samym w sobie. Żeby zdać nie wystarczy być.

I właśnie z takim wyzwaniem postanowiło się zmierzyć 113 śmiałków stawiając się w Mrozach 30 listopada o godz. 09.00 na apelu rozpoczynającym zgrupowanie. Na początku padły słowa powitania ze strony prowadzącego kurs st. chor. Marka Mroszczyka. Pojawiły się trzy zdania dotyczące organizacji, zasad, oraz celu przedsięwzięcia jakim było skuteczne wdrożenie SOP dotyczących działań na drużynie 12-osobowej. Następnie kursanci poznali 17 instruktorów reprezentujących różne środowiska strzeleckie, a także OPFOR składający się z najmłodszego pokolenia SJS w sile plutonu.

Nie pozostało nic innego jak tylko podzielić uczestników na dziewięć drużyn, przydzielić instruktorów i ruszyć w pole. Aura była wybitnie taktyczna. Padał śnieg z deszczem i wiał silny wiatr (w końcu nazwa Mrozy zobowiązuje). Warunki naprawdę nie rozpieszczały, co nie zmienia faktu, że cel został jasno postawiony i należało go zrealizować wykorzystując czas maksymalnie w myśl zasady „rób tyle ile się da, tam gdzie jesteś i z tego co masz”.

I tak też się stało. Instruktorzy w przeciągu 7 godzin zrealizowali 8 punktów. Jednak na początku było szybkie wprowadzenie dotyczące zastosowania drużyny 12 osobowej, jej przewagi nad używaną dotychczas drużyną 8 osobową. Konieczne też było zobrazowanie ustawienia sekcji oraz ich roli, a także uwrażliwienie poszczególnych środków ogniowych na ich zadania ze szczególnym naciskiem na KM.

Mając już taką wiedzę można było przejść do pierwszego punktu jakim była reakcja na kontakt frontalny. Był to bardzo ważny element dlatego, że stanowił podstawę do wielu dalszych manewrów. Instruktorzy tłumaczyli jak w określonej sytuacji powinien zachować się dowódca, radio, dowódcy sekcji (zwłaszcza czołowej) i gdzie powinien znajdować się KM wraz ze swoim pomocnikiem, tak żeby jego ogień stanowił jak największą siłę. Przećwiczenie tego drilla okazało się wyzwaniem dla niektórych ekip. Drużyna musiała się zgrać i nauczyć współpracować. Nie zawsze teren był odpowiednio wykorzystany, przez co działał na korzyść przeciwnika. Były problemy z komunikacją i przekazywaniem sygnałów dowodzenia, ale nikt nie mówił że będzie lekko. Jednak po paru próbach efekt zamierzony został osiągnięty. I można było przejść do kolejnego punktu.

Natarcie klasyczne. Tutaj temat niby wydawał się prosty. W teorii banał, w praktyce już tak słodko nie było. Dowódcy musieli wykazać się czujnością i dyscypliną, żeby sekcje utrzymywały kierunek natarcia. Okazało się że przekazywanie sygnałów dowodzenia po linii ma niebywałe znaczenie, a umiejętne koordynowanie siłami własnymi to klucz do sukcesu. Celowniczy KMu nauczył się wykorzystywać teren adekwatnie do zadania. Po opanowaniu tego manewru współpraca poszła już znacznie lepiej ponieważ każdy doświadczył na własnej skórze, że najmniejszy element drużyny ma znaczenie.

Kolejnym punktem niejako na pobudzenie była reakcja na ogień pośredni. Zadaniem ekipy było jak najszybsze oddalenie się w kierunku wskazanym przez dowódcę i osiągnięcie określonej odległości. Ćwiczenie to okazało się zbawienne w momencie kiedy obniżało się morale.

Następnie na warsztat poszła reakcja w przypadku kontaktu wzrokowego z przeciwnikiem na dużej odległości. Opcje były dwie, przepuszczamy jeżeli nie stanowi zagrożenia, bądź robimy szybką zasadzkę gdy wchodzi w nasz teren. Zarówno jeden jak i drugi wariant został opanowany dość sprawnie.

Konieczne też było zrealizowanie zerwania kontaktu w sposób klasyczny, oraz za pomocą rolowania, bądź łuskania w zależności od kierunku kontaktu i terenu. Na ten manewr należało poświęcić nieco więcej czasu ponieważ zerwanie kontaktu skokami wymagało szczególnej koordynacji. Rolowanie czy łuskanie problemu już nie stanowiło.

Jednym z trudniejszych manewrów jakie pozostały było natarcie z oskrzydleniem, a następnie zdobycie bunkra. Tutaj niezbędna okazała się praca na busoli ponieważ sekcja oskrzydlająca, aby sprawnie wykonać zadanie musiała wyznaczyć i utrzymywać azymuty, oraz określać odległości tak, aby wyjść na flankę przeciwnika, a nie na własną sekcję czołową co się na początku zdarzało. Gdy ten element zaczął prawidłowo wychodzić, zdobycie bunkra nie stanowiło większej trudności.

Ostatnim elementem który udało się zrealizować w praktyce była reakcja na zasadzkę bliską. Pomimo zmęczenia drużyn i OPFORu, a także zmroku udało się szybko i skutecznie opanować ten manewr.

Przejście do obrony jako ostatni punkt instruktorzy tylko omówili w teorii. Zwrócili uwagę na to, gdzie i w jakich sytuacjach przechodzi się do obrony, a także jak wykorzystać teren, oraz własne środki ogniowe tak, aby zmaksymalizować swoje szanse i skutecznie utrzymać linię.

Mokrzy, zmęczeni, zziębnięci, ale zadowoleni i bogatsi o wiedzę kursanci wrócili do bazy szkoleniowej. Tam mieli czas na to, żeby przebrać się i zjeść, po czym udali się na wykład prowadzony przez mł. insp. Pawła Makowca. Teraz na spokojnie mogli sobie zapisać i rozrysować wszystkie manewry które przez cały dzień realizowali w praktyce. Dzięki temu wiedza okupiona ogromnym wysiłkiem zostanie na dłużej.

Kolejny dzień upłynął pod znakiem weryfikacji. A wiadomo że nic tak nie sprawdza umiejętności jak praktyka. Dlatego też o godz. 7.00 odbył się szybki apel, padły ostatnie wskazówki oraz wytyczne i drużyny mogły wyruszyć w wyznaczone rejony. Aby uniknąć rutyny w działaniu zadbano o to, żeby kursanci znaleźli się w nieznanym sobie otoczeniu. Dzięki temu instruktorzy mogli ocenić umiejętność wykorzystywania terenu do działania.

Zadanie było proste. Drużyna przemieszcza się po wyznaczonej pętli i reaguje na ruch ze strony OPFORu. Pierwszy ogień pojawił się na wzgórzu. Padły komendy dowódcy i reakcje ze strony drużyny. Szybka analiza terenu, KM wystartował na swoja pozycję, dowódca zebrał meldunek, radio nawiązało łączność i padła decyzja „nacieramy!!!”.

Słychać było kolejne komendy i sekcje ruszyły skokami. Przeciwnik postanowił wytrwać na pozycji i nie ułatwiać zadania. Po osiągnięciu odpowiedniej odległości padła komenda do ostatecznego natarcia. I tak też się stało. Drużyna przekroczyła linię przeciwnika, ubezpieczyła teren i zajęła się przeszukaniem. Instruktor przerwał ćwiczenie. Zebrał ludzi i wraz z dowódcą OPFORu omówił pracę drużyny. Jeżeli zostały zachowane odpowiednie SOP punkt został zaliczony, jeżeli nie, ekipę czekała powtórka.

Następnie pododdział miał przemieszczać się leśną ścieżką w określonym kierunku, gdzie w bliskiej zasadzce czekała już kolejna sekcja przeciwnika. Gdy tylko drużyna znalazła się w kill zone został otwarty ogień. Padło hasło „gleba”, „ogień”, „granat”, „naprzód”. I w ten sposób pokierowana drużyna miała szturmem przekroczyć linię przeciwnika i jak najszybciej oddalić się. Po czym wykonać obronę okrężną, ASS, oraz reorganizacje i konsolidację. Zadanie zostało przerwane po przekroczeniu linii. Najważniejszym ocenianym elementem była szybkość reakcji i zdecydowanie w działaniu, ponieważ to był klucz do zdobycia przewagi w dość trudnej sytuacji.

Na ostatnim punkcie pododdział musiał zmierzyć się z bunkrem. Dowódca odpowiednio wcześnie został wprowadzony w sytuację taktyczną i musiał tak zaplanować działanie, aby akcja zakończyła się powodzeniem. Tu liczyła się kreatywność. Odbyła się szybka odprawa. Dowódca wyjaśnił zamiar i cel po czym rozwinął pododdział i ruszył. Po przejściu parędziesięciu metrów nastąpił kontakt. Reakcja była natychmiastowa. Zajęcie stanowisk za zasłoną, ogień sekcji czołowej, KM ruszył na pozycję, a dowódca wraz z tylną sekcją przeszedł do oskrzydlenia i zdobycia bunkra. Niezwykle ważna tu była koordynacja pomiędzy poszczególnymi elementami, przenoszenie ognia w odpowiednim momencie i skuteczne zastosowanie cięższych środków ogniowych.

Po przejściu pętli kursanci trafiali do „gułagu”. Było to miejsce szczególne. Instruktor znajdujący się na tym punkcie miał zadbać o to, żeby ekipa się nie nudziła. W tym celu wymyślał zadania angażujące nie tylko umysł, ale i każdą partię mięśni. Uczestnicy musieli w parach wnosić się na wzgórze, następnie zbiec na dół, znaleźć gałąź i umieścić ją w określonym miejscu na wzniesieniu. Następnie padała komenda do reakcji na ogień pośredni, przy czym w obawie o zdrowie drużyny, instruktor kazał im oddalić się na znaczna odległość 350m a niekiedy więcej. Pomysłom na aktywność fizyczną nie było końca do momentu, gdy instruktor rzucił dym i kazał reagować na ogień artylerii. Gdy widoczność znacznie się poprawiła, okazało się, że „gułag” opustoszał. Jedyną osobą znajdującą się w tym rejonie był sam instruktor. Jakież było jego zdziwienie gdy okazało się że strzelcy owszem wykorzystali zasłonę dymną, ale do ucieczki z tego „ośrodka wypoczynkowego”, a nie do wykonania polecenia. Chwilę zajęło zanim zdecydowali się wrócić, ale jedno jest pewne, kreatywności im nie brakuje.

Gdy drużyny zrealizowały zadania był czas na szybkie podsumowanie. Oczywiście nie wszyscy wykonali ćwiczenia idealnie. Zdarzało się że KM nie był w najbardziej dogodnym miejscu, niekiedy linia natarcia się załamała, czasem zawiodło przekazywanie sygnałów dowodzenia, bądź reakcja na zasadzkę nie była wystarczająco zdecydowana. Były też momenty, gdy dowódca nie wybrał najlepszego rozwiązania do sytuacji.

Ale jak wiadomo „błędów nie popełnia tylko ten, kto nic nie robi”. A tych 113 uczestników Kursu Piechoty, pluton OPFORu i 17 instruktorów pokazało, że chcą, mają motywację i robią dużo. Dali dowód tego, że są w stanie poświęcić swój czas, przejechać pół Polski (niektórzy więcej), po to, aby zdobyć kolejną dawkę wiedzy, sprawdzić się i zrobić kawał dobrej roboty. I właśnie takim ludziom należy się głęboki ukłon.

Relacja Victora:

Chociaż kurs piechoty miałem już zaliczony, a SOPy dodatkowo poznawałem pod okiem Szulika, do Mrozów się wybrałem ponieważ chciałem poznać procedury działania w oparciu o drużynę 12-osobową. Nie bez znaczenia był też fakt, że „produkty” duetu (w porządku alfabetyczym) Makowiec-Mroszczyk znam nie od dzisiaj. No i się nie zawiodłem, o czym poniżej.

Najpierw trochę suchych faktów:
1. Kurs rozpoczął się w sobotę o 9.00 apelem. Apel w pełnym sprzęcie, podział na drużyny i wymarsz w teren.
2. Od około 10 do 17 ćwiczenie pod okiem instruktorów. Przy czym kurs nie odbywał się na punktach nauczania, tylko dany instruktor (instruktorzy) prowadził daną drużynę od początku do końca.
3. Do każdej drużyny przypisany był stały OPFOR – w naszym przypadku były to 3 osoby, przy czym niekiedy OPFOR zwiększał się do siły ponad drużyny.
4. Przerobiliśmy następujące SOPy reakcja na kontakt, flankowanie, zerwanie kontaktu, rolowanie, atak improwizowany, łuskanie metodą australijską, reakcja na zasadzkę bliską, zasadzka improwizowana, reakcja na ogień pośredni, atak na punkt umocniony.
5. Po powrocie przerwa na zjedzenie czegoś a następnie krótki wykład teoretyczny podsumowujący przerabiane SOPy.
6. Do 22 praca w drużynach (powtarzanie SOPów).
7. W niedzielę zbiórka o 7 i następnie wymarsz w teren gdzie każda z drużyn wykonywała 3 zadania taktyczne na zaliczenie kursu.
8. Około 12 krótkie podsumowanie i koniec kursu.

A teraz moja subiektywna ocena. Co mi się podobało:
1. wyjątkowo duże nasycenie „obsługi kursu” – tak jak pisałem na naszą 12 osobową drużynę cały czas przypadał jeden instruktor oraz od 3 do kilkunastu osób OPFORU
2. nie linearne zadania taktyczne – już w pierwszym dniu nie wiedzieliśmy jaki SOP w danej chwili będziemy realizowali. Instruktor przedstawiał nam sytuację taktyczną i następnie należało reagować stosownie do sytuacji. Z grubsza oczywiście wiedzieliśmy, że będzie kontakt, ale nie było wiadomo z której strony nastąpi, czy tylko z jednej i z jaką siłą się spotkamy.
3. żadnego działania „na skróconych odległościach” i tym podobnych „ułatwień”
4. duża ilość pirotechniki – OPFOR kontakt ogniowy inicjował za pomocą pirotechniki imitującej strzały, która wybuchała w powietrzu. Piro było na tyle dużo, że pozwalało to zebrać rzeczywiste meldunki na temat odległości, położenia i siły OPFORu
5. analiza zachowania i podjętych decyzji po każdym zadaniu dokonana przez instruktora
6. wykład teoretyczny po zajęciach praktycznych – moim zdaniem bardzo dobre posunięcie – pozwoliło to zwrócić uwagi na szczegóły, a kursanci z grubsza już chociaż wiedzieli o czym mowa
7. ciekawy, urozmaicony teren działania
8. wyjątkowo ogarnięta służba dyżurna – potrafili udzielić konkretnych informacji np. już w piątek wiedzieli o której zaczyna się apel w sobotę (co nie zawsze jest takie oczywiste)
9. bardzo dobre warunki bytowe (stołówka z czajnikami elektrycznymi do dyspozycji kursantów, mydło w łazienkach, papier toaletowy itd.)
10. wynajęcie Pań sprzątających po kursie – także sprzątanie kursantów ograniczyło się do posprzątania po sobie śmieci, bez zwyczajowego WSW (wiadro-szmata-woda).

Podsumowując myślę, że kurs jest warty uwagi nie tylko dla całkowitych żółtodziobów. Największą uwagę kadra przywiązywała do nauczenia właściwego rozpoznania sytuacji (z jakimi siłami przeciwnika drużyna ma do czynienia) oraz adekwatnie do wyników tej oceny, podjęcia właściwej decyzji (=realizacji wybranej procedury). Przy czym nacisk kładziony jest na elastyczność działania, a nie bezsensowne realizowanie wyuczonych schematów.